Reszel

Reszel - miasteczko na Warmii

Przysłowia ludowe: Suchemu kwietniowi chłop się nie raduje, bo kwiecień mokry dobry rok zwiastuje

Reszel - Informacje_i_wydarzenia

„ELEMENTARZ MŁODEGO AKTORA” 2

Redagowany przez uczestników projektu „Młodzież otwarta na kulturę” Gimnazjum nr 1 im. Adama Mickiewicza w Reszlu Kwiecień 2009 ROK NR 2

W numerze:

  1. Wywiad z aktorem – Wiktorem Korzeniewskim.
  2. Sprawozdanie z wycieczki do Trójmiasta.
  3. „Szczypta wrażeń” uczestników projektu.

W poprzednim numerze Elementarza Młodego Aktora obiecywaliśmy wywiad z Wiktorem Korzeniewskim, aktorem prowadzącym zajęcia w ramach projektu „ Młodzież otwarta na kulturę”. Oto on:

1.Reszel to Pana rodzinne miasto. Czy Pan je lubi, lubi tu wracać?

Uwielbiam Reszel, uwielbiam tu przyjeżdżać i chciałbym zamieszkać tu na starość. To miasto posiada w sobie coś wyjątkowego. Ma duszę sprzyjającą artystom i w moim poczuciu klimat zbliżony do krakowskiego. Moim znajomym zawsze przedstawiam Reszel jako „Kraków w pigułce”.

2.Co sądzi Pan o pracy z reszelską młodzieżą w ramach projektu "Młodzież otwarta na kulturę"? Czy ta praca sprawia Panu przyjemność?

Jest to wyzwanie ,a każde wyzwanie to w pewnym sensie wielka frajda.
Praca z młodzieżą nie należy do najłatwiejszych ,ale zawsze powtarzam ,że aby się rozwijać, poprzeczkę należy sobie zawieszać jak najwyżej. Pracując z Wami, pracuję również nad sobą. Sama przyjemność.

3.Czy projekt nie przeszkadza Panu w pracy zawodowej?

Prowadzenie takich zajęć jest wpisane w mój zawód.

4. Czy od zawsze chciał Pan zostać aktorem?

Pomysł taki pojawił się w mojej głowie jeszcze w szkole podstawowej. Oglądając ucztę w filmie „Krzyżacy”, stwierdziłem, że to musi być fajna praca skoro podczas jej wykonywania można się tak objadać. A tak na poważnie, chęć uprawiania tego zawodu rozbudziła we mnie moja nauczycielka języka polskiego, Pani Wanda Dacko, która organizowała nam szkolne spektakle. Potem było już tylko dążenie do celu...

5. Czy mógłby Pan opowiedzieć o pracy w swoim zawodzie? Jakie szkoły Pan skończył?

Po szkole średniej spędziłem dwa lata w Studio Aktorskim przy teatrze w Olsztynie. Tam miałem pierwszy kontakt z prawdziwą sceną i tam upewniłem się, że aktorstwo jest tym, co chcę w życiu robić. Kolejnym krokiem była Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Cztery lata bardzo ciężkich studiów. Zajęcia przez 6 dni w tygodniu od godziny 8 rano do późnych godzin wieczornych (lub nawet nocnych).

6. W jakich teatrach Pan pracuje?

Moim „rodzinnym” teatrem jest Studio Teatralne Koło ( www.studiokolo.com ), którego jestem współzałożycielem. Idea założenia własnego teatru zrodziła się jeszcze na studiach z inicjatywy reżysera i scenarzysty Igora Gorzkowskiego. Początkowo było nas siedmioro. Spotkaliśmy się przy pracy nad spektaklem w kole naukowym w Akademii Teatralnej i tak już zostaliśmy razem. Mam za sobą występy w Teatrze Scena Prezentacje, Teatrze Dramatycznym, Teatrze Ateneum i Teatrze Narodowym. Poza tym zwiedziłem już ogromną część scen w całej Polsce, występując gościnnie ze swoimi spektaklami.

7. Z kim ze znanych osób (znanych dla „zwykłej” młodzieży) Pan współpracował?

Nie wiedziałem, że młodzież dzieli się na zwykłą i niezwykłą. Nie wiem, kto jest znany a kto nie, bo nie śledzę tego, co dzieje się w tabloidach a pewnie o popularność tego rodzaju chodzi. Jeżeli mówić o telewizji, to występowałem w większości polskich seriali, często niejednokrotnie, więc na pewno nieraz spotkałem się na planie z kimś znanym.

8. Pana zdaniem dobry aktor jest... powinien...

Pracowity i pokorny wobec siebie i innych. Talent jest tylko niewielką częścią sukcesu. Reszta to ciężka praca. Aktor jest tak dobry, jak jego ostatni występ, więc nigdy nie powinien spocząć na laurach. Najważniejsze, to nie dać się ponieść sławie i pieniądzom, bo one niestety bardzo często są gwoździem do trumny artysty.

9. Kto jest Pańskim autorytetem aktorskim? Dlaczego?

Może odpowiedź będzie trochę wymijająca, ale uważam, że od każdego można się czegoś nauczyć. Trzeba tylko umieć patrzeć. Moimi autorytetami są wszyscy, którzy ze mną pracują. Oczywiście, jak każdy w swojej próżności mam ideały, do których chciałbym dążyć. Aktorstwo przez duże A: Tadeusz Łomnicki, którego znam niestety tylko z telewizji i z opowiadań oraz Maja Komorowska, z którą miałem zajęcia na studiach.

10. Czy mógłby Pan opowiedzieć jakąś anegdotkę z życia aktora?

Nie przypominam sobie jakichś powalających na kolana historii. Kilka lat temu na festiwalu teatralnym w Cieszynie, podczas spektaklu „TAKSÓWKA”, w którym gram rolę taksówkarza, mniej więcej w połowie sztuki urwała mi się kierownica. Przerażenie moje oraz moich scenicznych partnerów było ogromne, ponieważ taksówka bez kierownicy nie pojedzie i nie będzie można dokończyć spektaklu. Całe szczęście miałem pod siedzeniem skrzynkę pełną różnego rodzaju śrub blach i prętów, wiec podczas całej kolejnej sceny, zamiast grać to, co jest zapisane w scenariuszu, próbowałem przymocować jakoś tę nieszczęsną kierownicę. Ostatecznie udało mi się to i szczęśliwie dobrnęliśmy do końca spektaklu. Najciekawsze w tym przypadku jest to, że widzowie, z którymi spotkaliśmy się po spektaklu, nie zauważyli niczego dziwnego, myśląc, że urwanie kierownicy było zapisane w scenariuszu i wyreżyserowane. Improwizować tez trzeba umieć.

11. Pana ulubione filmy i seriale (i niech Pan nie mówi, że nie ogląda seriali!)?

Staram się nie tracić czasu na telewizję. Seriali nie oglądam. Ulubione filmy to „Billy Eliot”, „Moulin Rouge” , „Amores Perros” i filmy Kurosawy i Allena, a z kina polskiego filmy Bareii Kondratiuka. Lubię kino scifi. Nie sposób wymienić wszystkiego, co lubię oglądać, bo jest tego zbyt dużo. Dlaczego nie ma pytania, co lubię czytać?

12. Prosimy o kilka dobrych rad dla tych, którzy chcieliby zajmować się aktorstwem.

Pracowitość, wytrwałość, mocne łokcie.

13. Jaki jest pana znak zodiaku?

Lew

14. I pytanie, które zadajemy w każdym wywiadzie w naszej gazetce szkolnej: Czy śpi Pan w skarpetkach?

„Pytania są tendencyjne”

Dziękujemy Panu za wywiad. Jolka i Hanka

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ

14 – 15 marca odbyła się druga z planowanych w projekcie wycieczek – do Trójmiasta. Wcześniej poznaliśmy plan wycieczki, podzieliliśmy się na grupy i mieliśmy za zadanie przygotować informacje o miejscach, które będziemy zwiedzać.

Między Wrzeszczem a Sopotem leży jedna z najładniejszych dzielnic Gdańska- Oliwa- głęboko wnikająca w sąsiadujące z nią tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To był nasz pierwszy punkt przewidziany do zwiedzania.

Kasia Chabowska przedstawiła nam ciekawostki dotyczące katedry oliwskiej. Dowiedzieliśmy się, że świątynia kojarzy się przede wszystkim z organami , ale jest słynna i ważna również z innych względów. Niegdyś odwiedzali ja królowie- Władysław Łokietek, Kazimierz Jagiellończyk, Zygmunt August, Jan III Sobieski, August II, August III- a dziś przebywają osobistości świata polityki, nauki i Kościoła. Określa się ją mianem „Wawelu Północy” i nie ma w tym chyba przesady. Sława i piękno katedry oraz coroczne koncerty organowe przyciągają zarówno turystów, jak i mieszkańców Trójmiasta. Wspaniały instrument najlepiej podziwiać z pewnej odległości. W centrum organowej chmury świeci się ciepłymi kolorami witraż, przedstawiający Marię z Dzieciątkiem. Wizerunek ten otacza wspaniały rokokowy prospekt organowy, wykonany przez rzemieślników z warsztatów cysterskich. Zdobi go 25 figur muzykujących aniołów, króla Dawida i św. Cecylii. Za sprawą prostego mechanizmu podczas gry poruszają się ręce aniołów, a gwiazdy i słońce wirują, tworząc symbol gloryfikacji Marii Panny przez sfery niebieskie.

Skala dźwięków, jakie te organy wydają, zaskoczyła słuchaczy. Jesteśmy przyzwyczajeni do organów świętolipskich, które są piękniejsze, ale nieporównywalnie mniejsze, z czego nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę.

Pierwsze spotkanie z Trójmiastem utwierdziło nas w przekonaniu, że warto tu było przyjechać.

Po zakwaterowaniu się i obiedzie w Hotelu Antares przygotowaliśmy się do wyjścia do opery. Przebrani w stroje galowe udaliśmy się do Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku.

Z lekcji muzyki już wiemy, że termin „opera” jest wieloznaczny; określa zarówno utwór dramatyczno-muzyczny, w którym muzyka współistnieje z akcją dramatyczną, jak i miejsce wystawień tego typu dzieł (czyli ściślej-teatr operowy).

Opera jako dzieło stanowiące podstawę repertuaru teatru operowego jest formą dramatyczno-muzyczną o różnym stopniu powiązania słowa i muzyki, zależnym od konwencji estetycznych, metod kompozytorskich i zasad wykonawczych. Muzyka w operze jest wartością dominującą, jednak słowo przyczynia się do powiększania jej możliwości ekspresywnych. Najistotniej określa dzieło operowe to, co dzieje się na „styku” muzyki i słowa- muzyka pozostaje w ścisłym związku z wydarzeniami dramatycznymi, ilustruje je, komentuje i rozwija. Tekst dramatyczny w operze czyli libretto, jest zasadniczo w całości śpiewany.

Częściami instrumentalnymi są: uwertura (uwertura i formy podobne otwierają dzieło operowe i wprowadzają w jego charakter), fragmenty orkiestrowe wplecione w akcję dramatyczną, czasem również intermezza między aktami. W operze pojawiają się również wykonywane przez orkiestrę i tancerzy sceny baletowe( tańce zbiorowe w niektórych odmianach opery są niezbędne i rozbudowane do imponujących rozmiarów). Arie mają charakter liryczny, służą wyrażeniu uczuć.

Opera jest trudniejsza w odbiorze niż musical, więc wymagała od nas większego skupienia, na co zwróciła nam uwagę nasza koleżanka, Jola Pieniak. W drodze do opery przybliżyła nam libretto „Wesela Figara”. Jest to najbardziej liryczna z oper Mozarta. Napięcie pomiędzy zmysłowością i tęsknotą za prawdziwą miłością jest w tym utworze zasadniczym motorem działania bohaterów. Muzyka utrzymuje to napięcie tak pięknie, że nie zauważyliśmy upływu czasu. Jedna z trzech najważniejszych oper Mozarta, interpretowana na różne sposoby i realizowana w całej gamie stylów, mód i tendencji, uważana jest dość powszechnie za dzieło komiczne. Jeśli jednak realizuje się ją zdecydowanie jako komedię, traci się ową ciemną stronę księżyca, tak charakterystyczną dla dzieł Mozarta i być może istotniejszą niż dominująca w jego muzyce radosna nuta.

Byliśmy pod wrażeniem śpiewu operowego tytułowego Figara, którego arie śpiewał Robert Gierlach czy sopranowych arii Cherubina w wykonaniu Karola Bartosińskiego. Zachwycająca była muzyka w wykonaniu Chóru i Orkiestry Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku pod batutą Jose Maria Florencio.

Niestety, drugi dzień wycieczki - niedziela przywitała nas deszczem, ale nie było to przeszkodą, by pospacerować po sopockim molo. Ola Bogdanowicz krótko opowiedziała o historii jego powstania.

Każdy turysta przyjeżdżający do Gdańska za punkt honoru przyjmuje dotarcie do fontanny Neptuna przy Długim Targu. Tak czynili marynarze, gdy chcieli podziękować królowi mórz za szczęśliwy powrót do domu.

Ten najstarszy w Gdańsku świecki pomnik został odlany z brązu według projektu Piotra Husena w 1615r. Kamienne elementy, wykonane według projektu Abrahama van den Blocke’a, zastąpiono w latach 1757-1761 rokokowymi cielskami potworów, autorstwa Jana Karola Stendera. Woda trysnęła po raz pierwszy w 1633r., a rok później zainstalowano żelazną kratę zabezpieczającą basen fontanny, bo podobno zamiast wody pojawiła się gdańska Goldwasser… jak głosi legenda, fontanna raz na sto lat mieni się złocistą barwą tego trunku. Zdemontowana w czasie wojny, zaszumiała na powrót w 1954r. Kilka lat temu stwierdzono, że bóg morskich głębin nie będzie gorszył swoja nagością i postanowiono osłonić go ogonem ryby przynajmniej w jednym miejscu.

Neptun w strugach deszczu zapraszał nas na przechadzkę po Długim Targu.

Od Magdy Subocz dowiedzieliśmy się, że do salonu Gdańska wchodzi się przez następczynię średniowiecznej Bramy Długoulicznej- Złotą Bramę, za Wieżą Więzienną obok Dworu Bractwa św. Jerzego, zajmującą całą długość ulicy Długiej. Brama pełniła zarówno funkcję reprezentacyjną, jak i obronną. Tuż za Złotą Bramą otwiera się widok na ulice Długą i Długi Targ. W mieście pozbawionym rynku od początku pełniły one funkcję reprezentacyjną. W 84 mieszkaniach stojących w dwóch zwartych szeregach ulokowano przeróżne sklepy, galerie, kawiarnie i restauracje. W miejscu, gdzie ulica Długa ustępuje Długiemu Targowi, na wprost kamienicy Schamanów stoi Ratusz Głównego Miasta. Ulica Długa przechodzi w dużo szerszy od niej Długi Targ, gdzie można dokładniej przyjrzeć się przepięknym kamienicom. Naszą uwagę przyciągnął stojący przy Długim Targu naprzeciw fontanny Neptuna, tuż za ratuszem, Dwór Artusa, który jest częścią Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Niestety, z powodu ograniczonego czasu nie mogliśmy wejść do środka.

Na szczęście mogliśmy dokładnie przyjrzeć się Neptunowi.

Aby dowiedzieć się, jak powstaje bursztyn, udaliśmy się do Muzeum Bursztynu.Najbardziej zainteresowały nas inkluzje, czyli zatopione w żywicy owady lub części roślin, a także rzeźby egzotycznych zwierząt na surowych bryłach i wielkie szachy, na których figury z mlecznego występują przeciw figurom z przezroczystego bursztynu. Najwspanialszą ozdoba kolekcji jest jajo o średnicy 11,5 cm (największe na świecie) z niezwykle czystego, mlecznego bursztynu, wykonane z okazji milenium. Z muzeum wyszliśmy niezadowoleni, bo chętnie spędzilibyśmy tam kilka godzin a nie zaledwie godzinę.

W Kościele Mariackim uczestniczyliśmy we mszy świętej, a później podziwialiśmy gotycką architekturę świątyni. Początki świątyni sięgają I połowy XIII w. W 1266r. w drewnianym kościółku stojącym wówczas w tym miejscu wystawiono zwłoki jego fundatora- księcia Świętopełka II. 25 marca 1343r. położono kamień węgielny pod nowe sanktuarium, a 16 lat później zakończono budowę głównej części sześcioprzęsłowej bazyliki. Kolejne rozbudowy trwały z przerwami przez 160 lat. W czasie II wojny światowej spaliły się dachy, sklepienia, całkowicie przepadły bramy i posadzki oraz 40% zabytkowego wyposażenia. Potężna bazylika jest największa gotycką ceglaną świątynią na świecie. Jej długość wynosi 105m, szerokość w transpekcie 66m, wysokość od sklepienia 33m, a kubatura wnętrza- 155 tys. m3. Powierzchnia dachów odpowiada 1 hektarowi, a wieża jest wysoka na 82m.

Układ głównych okolic Starówki, które wychodzą na Długie Pobrzeże powoduje, że z każdego głównego punktu Głównego Miasta jakaś nieodparta siła ciągnie turystów ku Motławie. Pociągnęła i nas… Już w okolicach fontanny Neptuna słychać wrzaskliwe mewy i czuć charakterystyczny zapach rzeki, będący mieszanką woni gnijącego drewna. morskiej soli, smarów ze statków i wodorostów.

Spacer Długim Pobrzeżem był dobrą okazją, by obejrzeć ciąg bram wodnych. Dawniej pełniły funkcje obronne, dziś odbudowane po wojnie- służą różnym celom. Prawie każda ulica Głównego Miasta biegnąca z zachodu na wschód kończy się bramą.

Z Trójmiastem pożegnaliśmy się przy pomniku Trzech Krzyży pod bramą Stoczni Gdańskiej, gdzie Mateusz Połubiński przedstawił historię tego miejsca.

Każdy słyszał o wydarzeniach sprzed lat, lecz zobaczyć to miejsce i przeczytać tablice upamiętniające wydarzenia z lat 70. i 80. to wzruszające i niesamowite przeżycie.

Podsumowując, uważamy, że jeden z celów projektu „Młodzież otwarta na kulturę” rozbudzanie zainteresowań sztuką teatralną – został częściowo zrealizowany.

Jesienią czekają nas kolejne wyjazdy.

Opinie uczniów na temat wyjazdu do Trójmiasta:

MAGDA SUBOCZ: Dnia 14 marca pojechaliśmy na dwudniową wycieczkę zorganizowaną w ramach naszego projektu. Najbardziej zapamiętałam pobyt w Państwowej Operze Bałtyckiej w Gdańsku, gdzie zobaczyliśmy sztukę „Wesele Figara”. Była to moja pierwsza wizyta w operze. Podobało mi się to, że wszyscy byli ubrani na galowo. Musieliśmy zachowywać się poważnie, gdyż tego wymagało miejsce, w którym byliśmy. Chociaż przez chwilę mogliśmy poczuć się jak dorośli. Jeśli chodzi o samą sztukę, to była dla mnie trochę trudna do zrozumienia ( myślę, że to wina zmęczenia po podróży ). Mimo wszystko przedstawienie mi się podobało i z pewnością jeszcze nieraz odwiedzę operę.

RUDA: W czasie dwudniowej wycieczki odwiedziliśmy najsłynniejsze miejsca w Trójmieście. Wieczorem pojechaliśmy do Państwowej Opery Bałtyckiej na „Wesele Figara”. Spektakl składał się z dwóch części. Byliśmy znużeni po podróży i całym dniu wrażeń, dlatego na początku trudno było nam się skupić na sztuce. Siedzieliśmy w pierwszych rzędach, dzięki temu widzieliśmy orkiestrę i aktorów „jak na dłoni”, jednak czytanie napisów wyświetlanych wysoko nad naszymi głowami było wyczynem wręcz karkołomnym. Najlepiej czuła się Kasia Chabowska, która zapoznała się z librettem wcześniej, więc nie musiała czytać napisów, bo i tak wiedziała „kto jest kto” i o co chodzi.

Myślę, że gdybyśmy nie myśleli o zmęczeniu, nie przeszkadzałoby nam to „machanie głową”. W czasie przerwy rozruszaliśmy się nieco i drugą część oglądaliśmy już z zaciekawieniem. Przyznam, że druga część była bardziej interesująca i dopiero wtedy zrozumiałam, o co chodzi w całości.

Podsumowując, stwierdzam, że sztuka się podobała i dużo się o niej mówiło po powrocie do hotelu. Zresztą cały wyjazd uważam za udany.

KAROLONA WYSOCKA: Główną atrakcją wycieczki zorganizowanej przez opiekunów koła teatralnego, finansowanej przez Unię Europejską w ramach projektu „Młodzież otwarta na kulturę” była wizyta w operze na sztuce „Wesele Figara”. Muzyki Mozarta nie da się porównać z niczym – jest cudowna!

Wcześniej jeszcze wysłuchaliśmy koncertu organowego w kościele w Oliwie.

Zwiedziliśmy Kościół Mariacki, podziwialiśmy kamieniczki na Długim Targu, spacerowaliśmy po sopockim molo. Pogoda była niezbyt piękna i nie sprzyjała nam w zwiedzaniu. W planach mieliśmy również zobaczenie Oceanarium, ale niestety, większość basenów była zamknięta.

Większość z nas najbardziej zachwyciła wizyta w Państwowej Operze Bałtyckiej. Mnie bardzo podobały się głosy artystów i orkiestra, która grała po prostu cudownie! Była to moja pierwsza wizyta w takim miejscu, podobnie jak większości uczestników wycieczki. Byli wśród nas i tacy, którzy mimo udziału w projekcie, nie są tak bardzo zainteresowani kulturą i im opera się nie spodobała.

Dla mnie wyjazd był wspaniały i jeszcze nieraz chciałabym to powtórzyć. Myślę, że koleżanki, które mogły pojechać, a tego nie zrobiły, mają czego żałować.

OLA BOGDANOWICZ: Podróż była długa, ale dobrze się bawiliśmy. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Parku Oliwskiego. Otoczeni piękną przyrodą wysłuchaliśmy referatu Kasi Chabowskiej na temat sławnych oliwskich organów. Zaciekawieni, nie mogliśmy się doczekać, kiedy je zobaczymy. Po wejściu do katedry, każdy przyglądał się temu wspaniałemu instrumentowi. Następnie z przyjemnością wysłuchaliśmy koncertu.

Wieczorem przebraliśmy się w stroje galowe i pojechaliśmy do opery na „Wesele Figara”. To było interesujące doświadczenie!

W Hotelu „Antares” mieliśmy wspaniałe warunki do tego, aby wypocząć i nabrać sił do zwiedzania Gdańska. Ja jednak akurat około północy poczułam przypływ sił i energii, więc zajęłam się składaniem wizyt koleżankom i kolegom w ich pokojach. Niestety, zakończyło się to sromotną klęską. Szybciej niż mogłam się spodziewać zostałam „przyłapana” przez czujnych opiekunów i tak skończyło się moje „życie towarzyskie”. Wylądowałam w swoim pokoju, w swoim łóżku i bardzo szybko zasnęłam.

Następnego dnia, po pysznym śniadaniu pojechaliśmy do Sopotu i mimo deszczu spacerowaliśmy po molo. W Gdańsku obeschliśmy nieco w Muzeum Bursztynu, zwiedziliśmy Kościół Mariacki i pojechaliśmy pod pomnik Trzech Krzyży, gdzie Mateusz Połubiński przedstawił nam historię tego miejsca. Zmęczeni, ale weseli wróciliśmy do domu.

JUSTYNA JANOWICZ: Cała wycieczka była super, ale mnie najbardziej podobało się w hotelu, dlatego że można było tę jedną noc spędzić z koleżankami. Od początku podróży planowaliśmy „nocne wizyty” w pokojach koleżanek. Jakież było nasze zdziwienie, gdy usłyszeliśmy od naszych opiekunów, że „całą noc spędzamy w swoich pokojach i nie chodzimy do innych”. Rozległo się głośne jęknięcie typu: „łyyyeee…”, lecz opiekunowie je zignorowali! Pokoje w Hotelu „Antares” były śliczne, łóżka mięciutkie i wygodne. Każdy pokój wyposażony był w telewizor, telefon i lustro, czyli to, co każdej dziewczynie potrzebne jest do życia jak powietrze, no, prawie…Przy każdym pokoju była piękna łazienka. Ja mieszkałam w pokoju 107 na pierwszym piętrze.

Wieczorem jeszcze raz próbowaliśmy ubłagać opiekunów, aby pozwolili nam odwiedzać koleżanki w ich pokojach. I znów na próżno! Opiekunowie byli nieugięci. Jak nietrudno się domyślić, złamałyśmy zakaz. Ola przyszła do naszego pokoju, ale długo nie posiedziała, bo dwie minuty po jej odwiedzinach pojawili się opiekunowie i Pyra musiała „uciec się do kłamstwa” – Ola chciała tylko tabletkę od bólu głowy dla Anety!

Mimo wszystko wycieczka bardzo mi się podobała.

MATEUSZ KACZMARCZYK, KOSTEK KOCIŃSKI, DAMIAN LEŚNIAK: Dzięki temu wyjazdowi po raz pierwszy w życiu byliśmy w operze. Była to sztuka „Wesele Figara”, do której muzykę skomponował W. A. Mozart. Ta opera bardzo nam się podobała, zarówno śpiew solistów, jak i partie chóru. Akcja nas trochę zaskoczyła. ( Kto wie, dlaczego? )

W hotelu rozrywki dostarczyła nam …winda. Nowoczesna. Może przewozić 8 osób. Udźwig do 650 kg.

Inni mówią, że w czasie wycieczki padał deszcz, ale my postanowiliśmy mówić, że molo w Sopocie i Gdańsk przywitały nas piękną, słoneczną pogodą. No i kto odgadnie, jak było naprawdę? Najważniejsze, że ten wyjazd przybliżył nam kulturę i życie Trójmiasta.

ANDRIU: Wszystko mi się podobało! W operze kupiłem sobie program, przeczytałem libretto, dzięki czemu łatwiej było mi odbierać spektakl. Myślę, że był taki sobie, właściwie fajny. Tak, jestem zadowolony, że mogłem go zobaczyć.

Zapamiętałem też Długi Targ, Kościół Mariacki i pomnik Trzech Krzyży.

W drodze powrotnej zjedliśmy obfity obiad w zajeździe w Nowej Holandii. To była udana wycieczka.

AGATA TABAKA I KASIA GRZYB: Na wycieczce było fajnie! Po długiej podróży odetchnęliśmy świeżym powietrzem w Parku Oliwskim. Chodząc alejkami, podziwialiśmy piękno parku. Obserwowaliśmy kaczki.

Opera dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń ( choć niektórzy nie wytrzymali zmęczenia i – niestety – zasnęli).

W niedzielę uczestniczyliśmy we mszy świętej w Kościele Mariackim. Głos księdza rozchodził się po gotyckim wnętrzu. Było cicho i spokojnie. Msza trwała o 15 minut krócej niż w Reszlu.

Na Starówce, karmiliśmy gołębie – były głodne jak wilki – gdy się najadły, nie potrzebowały już naszej pomocy i odleciały.

Dzięki wycieczce poznaliśmy piękne, ciekawe miejsca i zabytki Trójmiasta.

JOLKA: Opera operą – było OK. Pierwszy raz korzystałam z takiej formy rozrywki i nie powiem, że już nigdy nie skorzystam. To było ciekawe doświadczenie.

HANNA D. : Pan kierowca był nieco nerwowy, psuł atmosferę, ale to my psuliśmy humor panu. Chwała mu, bo nas dowiózł żywych i fizycznie zdrowych.

Hotel był baaaaaaaaardzo dobry. Myślałam, że dwugwiazdkowy będzie przypominał średniowieczną karczmę, a tu proszę! No i bardzo dobre lody!

Opera była mniej monumentalna niż myślałam, że będzie, więc byłam rozczarowana. Sam spektakl ( nie wliczając fabuły ) był bardzo dobry.

W Muzeum Bursztynu byliśmy zdecydowanie za krótko.

Ulica Długi Targ była zachwycająca!

Co dał mi ten wyjazd? Zobaczyłam nowe miejsca, w których nigdy jeszcze nie byłam. Uwielbiam morze, więc spacer po molo ( nawet w deszczu ) to była czysta przyjemność. Kazanie księdza w Kościele Mariackim – porywające. No, po prostu wycieczka była ( żeby nie powiedzieć „fajna” ) fantastyczna.

Acha, a Cherubin nie był przystojny, czym sprawił mi okropny zawód! To właśnie będę pamiętała do końca życia.

MARCELINA SZYMCZAK, DOMINIKA MITURA, MAJKA LEGIN: Noc w Hotelu „Antares” była bardzo ciekawa. Prawie nikt nie spał i wszyscy dzwonili do siebie przez telefony hotelowe. Wielką radość sprawiły nam windy.

Nocą nasi opiekunowie… „patrolowali” pokoje i korytarze hotelu, ponieważ uczestnicy wycieczki wybierali się na potajemne wyprawy „między pokojowe” J

Niestety, niektórzy zostali przyłapani i ponieśli konsekwencje nieposłuszeństwa.

Nazajutrz spotkaliśmy się na śniadaniu. Każdy jadł, co chciał. Wszystkim smakowało.

W naszej pamięci szczególnie utkwiła chwila spędzona pod bramą Stoczni Gdańskiej. Uświadomiliśmy sobie, że nasze teraźniejsze życie zawdzięczamy tym, którzy polegli w walce o wolność.

W następnym numerze (prawdopodobnie majowym) uchylimy rąbka tajemnicy z naszych kolejnych działań „projektowych”. Jak zwykle serdecznie zapraszamy do lektury.

REKLAMA

opublikowano: 2009-04-30, © Małgorzata Gajo,

3349

Komentarze

no wycieczka była super .Bardzo mi się podobało . Najbardziej odwalałam z dziewczynami Agatą i Dominiką

ostatnie artykuły z tego działu:

Spacer po sopockim molo
 fot.Małgorzata Gajo
fot. Małgorzata Gajo
Spacer po sopockim molo
mogliśmy dokładnie przyjrzeć się Neptunowi
 fot.Małgorzata Gajo
fot. Małgorzata Gajo
mogliśmy dokładnie przyjrzeć się Neptunowi
Muzeum Bursztynu
 fot.Małgorzata Gajo
fot. Małgorzata Gajo
Muzeum Bursztynu
Mateusz Połubiński przedstawił historię Trzech Krzyży pod bramą Stoczni Gdańskiej.
 fot.Małgorzata Gajo
fot. Małgorzata Gajo
Mateusz Połubiński przedstawił historię Trzech Krzyży pod bramą Stoczni Gdańskiej.
od bramą Stoczni Gdańskiej,
 fot.Małgorzata Gajo
fot. Małgorzata Gajo
od bramą Stoczni Gdańskiej,
od bramą Stoczni Gdańskiej,
 fot.Małgorzata Gajo
fot. Małgorzata Gajo
od bramą Stoczni Gdańskiej,
Byliśmy pod wrażeniem śpiewu operowego tytułowego Figara fot.Małgorzata Gajo
fot. Małgorzata Gajo
Byliśmy pod wrażeniem śpiewu operowego tytułowego Figara